niedziela, 31 lipca 2011

Transkrypcja mojej wyobraźni...

"Postcyberpunkowe uczucia w precybernuklearnym społeczeństwie"

Jan Steifer

Zazwyczaj o tej porze to blask monitora zmieniał kontrast światła i cienia na jego twarzy. Rysy szczęki i nosa stawały się wyraźniejsze, włosy zdradzały swe złotawe zabarwienie, a oczy błyskały odbiciami przeskakujących na ekranie okienek – tych z wiadomościami ze świata, i tych z wiadomościami od znajomych. Na przykład wczoraj dowiedział się, że zapasy wody w Wielkiej Brytanii się kończą, a ludzie będący na skraju wyczerpania, zabijają się o ostatnie butelki rozbijając sobie czaszki kamieniami. Zamieszki robiły się coraz intensywniejsze na całym świecie. Z kolei Kuba napisał mu dzisiaj, że nie może z nim zagrać, ponieważ pisze teraz z jakąś siedemnastką z Azji i liczy na cyberseks, co by wprowadzić trochę romantyzmu w swe życie.

Tym jednak razem komputer milczał. W niezręcznej ciszy towarzyszył mu wiatraczek chłodzący dotychczas procesor oraz głośniki, które czasem wrzeszczały strzałami, przeraźliwymi okrzykami agonii i dźwiękami brutalnie rozrywanych ciał – owe odgłosy nie brały swego źródła w "Wiadomościach ze Świata", a w grze komputerowej, którą chłopaki odpalali od czasu do czasu by uratować wirtualne Vegas z łap terrorystów. Tym razem monitor łypał z powagą swą wielką apatyczną źrenicą, zamiast rozjaśniać pomieszczenie kolorową "tęczówką" cyberakcji. Gdyby Janek nie wiedział, że monitor stoi na wprost niego to nie miałby pojęcia, że obiekt zawiesił na nim spojrzenie.

Czerń pożerała cały pokój.

Mały czerwony punkt poruszał się nieregularnie przecinając ciemność, a powolne wdechy i wydechy zdawały się dudnić pośród wszechobecnego bezgłosu. Pracując w pocie czoła, atomizer oraz wspierająca go bateria, robiły co tylko mogły, aby karmazynowy błysk wieńczący metalową rurkę udającą papierosa wyglądał jak prawdziwy. I wyglądał. Wyglądał bardziej prawdziwie niż żar, jaki Janek zwykł widywać u papierosów wypełniających mu czas pomiędzy jednym łykiem piwa, a drugim.

Parę godzin temu Radek postanowił zagaić:

"Jesteś?" – okienko wiadomości wyskoczyło w centrum wyświetlacza

"No" – wstukał prędko Janek. Chciał dodać coś złośliwego, ale szybko przeszła mu na to ochota.

"Kuba dziś nie gra."

"Wiem. Ty grasz?"

"Gram."

Wtedy Janek zastanawiał się co może odpisać, żeby podtrzymać rozmowę. Po dwóch minutach skapitulował i spragniony sięgnął do szuflady biurka obok po butelkę wody. Przypominając sobie to, co przeczytał w wiadomościach, dodał do konwersacji:

"Wielka Brytania się wali."

"Wiem."

"Macie wodę?"
"Mamy."

"Rozmowny dziś jesteś."

"Mam zły humor."

"Na Facebooku masz napisane, że wszystko jest fajnie."

"Zapomniałem zmienić status."

"Co się stało?" – zainteresował się Janek

"Długa historia. Może w mailu ci napiszę?"

"Nie pierdol. Pisz tu."

E-maile były prehistorią. Jedyni ludzie, którzy wysyłali e-maile to ci, którzy proponowali Jankowi powiększenie penisa, a on nie lubił, gdy ktoś mu mówi, że jego penis potrzebuje powiększania. Zadziwiające było, że ktoś tak społecznie obeznany jak Radek zaproponował zwierzanie się w ten sposób. Janek na chwilę odwrócił się od klawiatury, rozprostował nogi i przeszedł po pokoju – trochę mechanicznie, trochę odruchowo. Refleksja przemknęła przez jego umysł: czyżby regres? Dlaczego ktoś chciałby rozmawiać przez e-mail, kiedy może wybrać bardziej naturalną formę konwersacji? W końcu od tego jest Gadu-Gadu, a w ostateczności Facebook. Chłopak ponownie rozłożył się w fotelu, kiedy okienko wiadomości rozbłysnęło tekstem od kolegi:

"Sylwia i ja zerwaliśmy."

Janek szybko przewertował stronę Radka na Facebooku, jednak ta ciągle pokazywała, że jest w szczęśliwym związku. Chyba faktycznie nie miał czasu zmienić statusu.

"Co się stało?" – żeby zaoszczędzić na czasie, Janek przekopiował wcześniej wpisane zatroskane pytanie.

"Zdradziła mnie. Od czterech dni pisała z jakimś gościem non stop. Pamiętasz jak mówiłem ci, że jakoś tak wolno odpisuje? To pewnie dlatego. Bo pisała z nim. Cyberbzykali się na pewno. Kochałem ją, wiesz?" – klawiatura przetworzyła myśli Radka na zerojedynkowy ciąg symboli budzących współczucie.

"Wiem. Kiedy ostatnio ją oglądałeś?"

"Wczoraj, gdy dodała nowe zdjęcie na fejsie."

Janek sprawdził ostatnio dodane zdjęcie Sylwii. Radek ciągle "lubił to", ale pod cyberfotografią brakowało już wirtualnego miłosnego westchnienia komentującego ją cyberserduszkiem. Zapewne działanie Sylwii.

Znów zapanowała pustka w okienku wiadomości. Stagnacja literek potrafiła czasem wzbudzić w Janku poczucie niezręczności i chęć wypełnienia tej nicości ciągiem nieistotnych znaków. W końcu poprawił zwisające mu z szyi gogle i zadał pytanie, które nawet jemu samemu wydało się retoryczne:

"Nie myślisz, że fajnie byłoby, gdybyś mógł ją naprawdę spotkać?"

"???" – ujrzał w odpowiedzi.

"Mieszka przecież dwie ulice dalej."

"Chodzi ci o wyjście z bunkra?"
"Tak."

"*$&#(*$!" – Radek lubił się samemu cenzurować. – "Wiesz, że by mi coś zaraz d#*& zeżarło!"

"O ile nie zaczną produkować cyberwody i cyberjedzenia to kiedyś i tak będziemy musieli wyjść na zewnątrz. Dlaczego nie miałbyś wyjść z miłości?"

"Z miłości czy z bzykania?"

"Ty mi powiedz. Zresztą, nawet jeśli tylko z bzykania, to spójrz na Kubę. Cyberseks może przynieść nieoczekiwane efekty. Widziałeś jego wielkie ramiona? Jesteś cybermonogamistą, więc nie musisz skończyć tak jak on. Masz większe szanse ją odzyskać, jeżeli pojawisz się u niej osobiście."

Radek nie odpisywał przez kolejne czterdzieści-siedem sekund, a następnie rzucił linkiem do YouTube i skomentował:

"Widzisz, co się dzieje w Warszawie."

Film na YouTube chciał jak najszybciej wdzięcznie się zaprezentować, więc pusty pasek postępu momentalnie wypełnił się czerwienią oznajmiając gotowość do oglądania.

Obraz nagrywany z helikoptera przedstawiał ulice pełne szalejących tłumów, nie odmienne od tych, które widać było na zdjęciach z Wysp. Ludzie rzucający się sobie do gardeł, atakujący się nawzajem kijami i kamieniami... Pośród walących się budynków trzej żołnierze w szyku bojowym próbowali odpędzić napastników samotnie broniąc wojskowej ciężarówki z wodą. Strzały tylko przyciągały uwagę innych, a wytrwali mundurowi zostali ostatecznie zabici własną bronią w chaotycznej serii wystrzałów.

"Myślisz, że nie dasz rady przebiec paru ulic? Musisz zrobić tylko mały krok."

Radek odpowiedział mu kolejnym linkiem do YouTube. Tym razem było to "Weź nie pierdol" zespołu Video.

"Wiesz, Radku, śniło mi się dzisiaj, że wszystko było tak jak dawniej. Życie było prostsze. Śniło mi się, że byłem w klubie, rozmawiałem ze znajomymi, a potem ktoś zadzwonił i wypiłem piwo. I zapaliłem papierosa. I jeszcze piwo, i potem wiele nie pamiętam, bo się obudziłem. A może zasnąłem? Najzabawniejsze jest to, że to wszystko wydawało mi się takie prawdziwe, jakby wydarzyło się wczoraj. Czasem zdaje mi się zapomnieć, jak długo siedzę już w tym bunkrze. Pamiętasz pierwsze dni, gdy kazali nam się w nich zamknąć? Kiedy wybuchła..."

Radek zrobił się "niedostępny". Po chwili wrócił, już jako "dostępny", i wytłumaczył:

"Musiałem ci jakoś przerwać. Ostatnio coraz częściej filozofujesz."

"Bo zimno jest. To dlatego."

"Spróbuję do niej pójść."

"Tak?"

"Nie mam ochoty dziś grać."

Radek zrobił się "niedostępny".

Przez następną godzinę nie pojawił się żaden nowy wpis od niego.

Janek wstał od biurka, przeszedł po pokoju dwa razy i zatrzymał wzrok na potężnych stalowych drzwiach z cyfrowym zamkiem. Delikatnie przejechał palcami po klawiszach z numerami, jak gdyby próbując zaprzyjaźnić się z obcą formą życia i uspokoić ją. Mały wyświetlacz bardzo liczył, że w końcu będzie mógł zaprezentować sekwencję otwierającą drzwi, jednak nic takiego się nie stało. Zamiast wklepać kod, chłopak przez chwilę trzymał dłoń przed klawiaturą zamka, a potem gwałtownie odsunął ją, wzdrygając się, jakby coś go przeraziło. Zdecydowanie bezpieczniej poczuł się cofając w głąb pokoju, wędrując labiryntem porozrzucanych rzeczy – ubrań, pudełek, filmów na DVD, płyt... Jedna koszula przypominała mu o dniu w szkole, inna koszula przypominała mu o spotkaniu nad jeziorem, film na DVD przypominał mu o dziewczynie, którą kiedyś poznał, a para spodni o dziewczynie, której nigdy za dobrze nie poznał, ale też wiązał z nią miłe wspomnienia. Z kolei pudełko po pizzy przypomniało mu o imprezie, którą urządził niedługo przed... To było dawno temu. Wreszcie dostał się do swojego wielkiego łóżka, które swego czasu było w stanie zapewnić sen nawet pięciu osobom. Rozłożył się na nim nie ściągając ubrań i poczuł, jak jego powieki z wyimaginowanym hukiem opadają. Przytulając poduszkę do głowy zasnął, licząc, że znów przyśni mu się ten sen. Ten, o tym jak to było dawniej.

Nie przyśniło mu się nic.

Teraz, po przebudzeniu, siedział po ciemku. Ćmił syntetycznego papierosa po omacku wyciągniętego z szuflady i eksplorował oczami otaczającą go czerń. Dawniej użyłby wyświetlacza telefonu do rozjaśnienia pomieszczenia, ale odkąd upadły sieci telefoniczne na rzecz komunikatorów internetowych, telefon nie był mu już potrzebny. Zresztą nawet teraz nie potrzebował niczego latarko-podobnego. Wyjątkowo opłaciły mu się lata spędzone w zamkniętym schronie – wiedział jak poruszać się w mrokach jego wnętrza.

Nigdy jeszcze nie było aż tak ponuro u Janka w bunkrze. Jednolitość świata pozornie sprawiała, że był łatwiejszy do określenia – bo ciemny – ale w rzeczywistości nie dawała jego całego obrazu, o czym przekonał się chłopak uderzając udem o biurko. Akurat długości tego mebla nie udało mu się odpowiednio zapamiętać.

Zasilanie musiało paść nie długo po tym, jak zasnął, ale ile spał nie wiedział. Nigdy nie obchodziło go jak i dlaczego ktoś cały czas nadzoruje zasilanie dochodzące do bunkrów, ale teraz było inaczej. Żałował, że nigdy nie pomyślał o tym, żeby spisać dane kontaktowe – mógłby w końcu teraz wysłać e-maila, albo...

- Kurwa mać.

Janek dawno już się nie odzywał, ale nie zdziwiło go szczególnie, że pierwsze od miesięcy słowo, które padło z jego ust to przekleństwo. Tego typu słowa miały to do siebie, że wyrywały ludzi z pewnego rodzaju amoku, wzbudzały kontrowersję i emocje. Zazwyczaj ludzie się nimi oburzali, ale odpowiednio zastosowane, potrafiły pobudzić do refleksji. Jemu, przekleństwo pomogło sobie coś uświadomić.

Nie wierząc w Boga prawie tak mocno, jak wierzyła w niego Joanna D'Arc, Janek zaczął widzieć w całej sytuacji jakąś niebiańską interwencję.

Elektroniczny papieros umarł.

Odkładając metalowe zwłoki Janek podniósł się i tym razem bez zahamowań wpisał prędko kod do mocarnych drzwi. Sędziwe wrota odezwały się powolnym, ciężkim zgrzytem, dając znać, że zamknięcia mają własne zasilanie. Drobinki kurzu podążały za otwierającym się włazem, przy okazji przeprowadzając inwazję na nozdrza chłopaka, zmuszając go do kaszlu i kichnięcia, których też już dobrze nie pamiętał. Po tak długiej nieobecności oba odruchy wydały się dość zabawne. Głośne stuknięcie metalu o ścianę zakomunikowało otwarte wyjście.

Janek zrobił krok.

Światło przebijało się przez grube okna szarobrązowego betonowego korytarza. Chłód sprawił, że dreszcz przeszedł mu po plecach, a powiew wiatru... Powiew wiatru sprawił, że Janek wyciągnął nogi i zaczął biec, nie bacząc na przeszkody w postaci krzeseł i stolików, które ongiś poprzewracał zamykając się jako pierwszy w schronie.

Na końcu korytarza natknął się na jeszcze jedne drzwi. Nadgryzione zębem czasu, brzydkie i rozpadające się drewniane drzwi, które były tylko pretekstowym utrudnieniem przed wyjściem, natychmiast ugięły się pod silnym pchnięciem ludzkiej ręki i runęły na ziemię odsłaniając świat.

Słońce wschodziło w oddali.

Janek dawno nie widział promieni Słońca.

Zrobił krok.



Koniec