"Pobojowisko"
Dudnienie pośród ciemności
cichnie
przerwane jaśniejącymi żarówkami
cisza
KONIEC
nawołuje bysior
Wyciągam nogi zmęczony
idziemy gdzieś
gdzieś dalej
kładę się na łóżku
wstaję
podnoszę się z łóżka
Nie potrafię spać u kogoś
wciąż nie wiem dlaczego
Wychodzę
Chłodny wiatr zwiewa sen z moich powiek
maszeruję przez pobojowisko
otaczające mnie zgliszcza
nie robią już wrażenia
szkło chrupie pod moimi podeszwami
W ślimaczym stylu
przegrani człapią w stronę wybawienia
budki z kebabem
z czymkolwiek
Tego wieczora rozegrała się tu
kolejna wojna
Prosta bardzo
Gdy wygrama – wygrywaja obie strony
Gdy przegrana – przegrywają też obie
Pod ścianą
widzę parę wygraną
zwycięscy
w wygranym objęciu
Krok jeden, drugi
już widzę przegranego
łachmaniarza samego
jego partnerka w przegraniu
pewno zasypia w zimnym posłaniu
Optymizm kusi mnie myślą
może z kimś innym wygrani śnią
Wymiociny
cuchnące omijam
zalewające deptak
o mało nie wdeptam
w szczyny
Peron zawalony zwiotczałymi zwłokami
zalegają na ławkach sami przegrani
często przez wsparcie dozbrajani
w broń indywidualnego rażenia
masowego zniszczenia
dzierżoną dzielnie przy piersi.
Jeden marnuje amunicję
zalewa nią kałużę rzygów
Jaka szkoda
Przecież miała mu pomóc
wygrać z tą seksowną nasteczką
która co noc
namiętnie kręci dupeczką
w tym klubie w którym
wygrać ponoć
może byle osioł
Przedzieram się przez ocalałych
tłumnie okupujących kolejkę
za nogi, za głowę
przenoszą przegranych przez
próg
jeden wystawia głowę z okna
zostawia za sobą ślad
dzisiejszego obiadu
Wygrani komentują
śmieją się, nie lamentują
razem wygrani w wygranych objęciach
wygrane chwile wygranych zajęć
tego poranka
tyle wygrać
Wreszcie moje drzwi się otwierają
ptaki za oknem już ćwierkają
zmęczenie znów do mnie dociera
zdejmuję płaszcz, szalik zdzieram
Czuję pustkę
To musi być dom
Dudnienie pośród ciemności
cichnie
przerwane jaśniejącymi żarówkami
cisza
KONIEC
nawołuje bysior
Wyciągam nogi zmęczony
idziemy gdzieś
gdzieś dalej
kładę się na łóżku
wstaję
podnoszę się z łóżka
Nie potrafię spać u kogoś
wciąż nie wiem dlaczego
Wychodzę
Chłodny wiatr zwiewa sen z moich powiek
maszeruję przez pobojowisko
otaczające mnie zgliszcza
nie robią już wrażenia
szkło chrupie pod moimi podeszwami
W ślimaczym stylu
przegrani człapią w stronę wybawienia
budki z kebabem
z czymkolwiek
Tego wieczora rozegrała się tu
kolejna wojna
Prosta bardzo
Gdy wygrama – wygrywaja obie strony
Gdy przegrana – przegrywają też obie
Pod ścianą
widzę parę wygraną
zwycięscy
w wygranym objęciu
Krok jeden, drugi
już widzę przegranego
łachmaniarza samego
jego partnerka w przegraniu
pewno zasypia w zimnym posłaniu
Optymizm kusi mnie myślą
może z kimś innym wygrani śnią
Wymiociny
cuchnące omijam
zalewające deptak
o mało nie wdeptam
w szczyny
Peron zawalony zwiotczałymi zwłokami
zalegają na ławkach sami przegrani
często przez wsparcie dozbrajani
w broń indywidualnego rażenia
masowego zniszczenia
dzierżoną dzielnie przy piersi.
Jeden marnuje amunicję
zalewa nią kałużę rzygów
Jaka szkoda
Przecież miała mu pomóc
wygrać z tą seksowną nasteczką
która co noc
namiętnie kręci dupeczką
w tym klubie w którym
wygrać ponoć
może byle osioł
Przedzieram się przez ocalałych
tłumnie okupujących kolejkę
za nogi, za głowę
przenoszą przegranych przez
próg
jeden wystawia głowę z okna
zostawia za sobą ślad
dzisiejszego obiadu
Wygrani komentują
śmieją się, nie lamentują
razem wygrani w wygranych objęciach
wygrane chwile wygranych zajęć
tego poranka
tyle wygrać
Wreszcie moje drzwi się otwierają
ptaki za oknem już ćwierkają
zmęczenie znów do mnie dociera
zdejmuję płaszcz, szalik zdzieram
Czuję pustkę
To musi być dom